pryną. Na złodzieju czapka gore; — ruszało sumienie mojego miłościwego pana. — Ów to nie powszedni grzech, który połknął był dzisiaj na śniadanie, razem też i pamięć, przywiodła mu przed myśl wszystkie na hurt straszliwe wieści o upiorach. Tak był pewny, że jego zasobnik należał do upiorskiéj hordy, że choćby mu był język stanął kołem, nie miałby był ciekawości, by go zapytać się ani o imie, ani o nazwisko. Tymczasem koń spłoszony, zląkłszy się, suwał jak szalony przez pagórki, wertepy, wyboje. Szczęściem było z jednej strony dla biednego mościom pana, że się go uczepił był djabeł, albowiem nieborak dygotał, trząsł się, chwiał, kiwał, kantował się na wszystkie cztery wiatry, żeby był niedosiedział, gdyby go był zły duch nietrzymał; z drugiéj, im koń rzeźwiéj czwałował, tém go ów srożéj szamotał i szarpał. Ot, co się boimy śmierci, on jej pragnął owszem; gdy się zdarzyło, że go opętaniec tego ścisnął był pazurami, odezwał się z tém do niego: »masz mię raz wraz dusić, lepiéj już raz zaduś.« Atoli kiedy rozpaczał, iżby więcej z żoną miał nie świętować, koń zabrnąwszy w glniączkę sfolgował, bies zeskoczył z za kulbaki pękając od śmiechu; dopiero brat szlachcic nieco otrzeźwiał: daliż w cwał... Pokrzepił się jeszcze więcéj, postrzegłszy za obejrzeniem się, że czart w przeciwną stronę tyle się oddalał, ile on od czarta zmywał. Potém obiło mu się jeszcze szczekanie psów, potem obaczył światło, potém w krótce chałupy i wieś. Wielkiéj jednak biedy zażył, nim dostukał się do gospody, a matusia przeciw niemu wyszła. — Wstąpił w niego duch. Ona zaś matuś widząc pomieszanego, zaziajanego, nie mogącego jeszcze dobrze przemówić, konia zapienionego i zlanego potem, wnosiła sobie, że go pode wsią spłoszyli albo Cygany, albo upiory; ale gdy jéj powiedział całą rzecz jak się miała,
Strona:PL Ossoliński Józef Maksymilian - Wieczory badeńskie.djvu/100
Ta strona została przepisana.