Strona:PL Ossoliński Józef Maksymilian - Wieczory badeńskie.djvu/101

Ta strona została przepisana.

i z których krzaków wypadła była pokusa, domyśliła się, że to musiał być jeden parobek w głowę zaszły, który nocą po polach wałęsając się, podobnego strachu niepierwszego jego był nabawił.



NIEBOSZCZKA PROSI O GŁOS.

»Wiecie co państwo jakem się w ten dom dostała?« rzekła Walerya do jejmościów, które świętując na Boże Narodzenie u jednego z moich sąsiadów, już pod nocną porę obsiadłszy kominek, po kolei bzdurzyły sobie o strachach, kiedy tymczasem ich mężowie z resztą gości, częścią kielichami się bawili, częścią cięli w tryszaka. »Tego nigdy w niepamięci nie zagrzebie, kończyła dalej Walerya, że zapędziwszy się ku Warszawie, musiałam była dla kry na rzece, w karczmie nad brzegiem, do lepszéj przeprawy zatrzymać się, i że łaskawe gospodarstwo postrzegłszy mię jadąc do kościoła, nie dopuściło mi z żydkiem świętować. Nie wiecie wszakże kto ja jestem... Dziesięć lat temu jak już mię pogrzebiono. W złéj doli mojej nie razem pragnęła śmierci, w samej rzeczy śmierć mię uczyniła najszczęśliwszą teraz jej już nie żądam.« —
Nuż panie ściskać się do lampy, nuż posuwać stołek do stołka. Walerya, w patrzywszy się w nią, przy powabnej urodzie, zachowywała jeszcze coś trupiéj bladości. Zamczysko było stare po krzyżakach, puchacze kiedy