Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/18

Ta strona została przepisana.

— Brak wyobraźni... Blady, drobny mózg.
— Napisałem dziesięć tomów o zabytkach starej kultury, — tonem głębokiej urazy powiedział kustosz muzeum królewskiego.
— I ty sam masz głowę starego typu... Kości czołowe zupełnie nierozwinięte. Czasami ogarnia cię strach, prawda, Olrid?
— Strach? przed czem?
— Ach, ty sam tego nie wiesz i w tem właśnie cała rzecz. Nachodzi na ciebie czarne przerażenie, boisz się nieba, króla, ciemności; czujesz się taki drobny, nędzny, jak mrówka, zbłąkana w odwiecznym lesie.
— Tak, to się zdarza.
— Pierwotny, zwierzęcy strach. Obawa — jest to najdawniejsze ze wszystkich uczuć; rozrasta się ona u pnia życia i tylko rozum może ją przezwyciężyć. Cienie nocne spływają od słońca.
— Teraz Wincenty.
— Czego odemnie chcecie, — krzyknął gniewnie zakonnik. — Nie waż się mnie dotykać, jesteś opętany przez djabła. Przeklnę cię, a gdy my wszyscy znajdziemy się w niebieskiej naszej ojczyźnie, będziesz sam jeden krył się w norach na tej przeklętej, spalonej ziemi, oświetlonej piekielnym, czerwonym płomieniem. Nie chcę tej dziewczyny, chociaż demon mnie kusi.
— Teraz Enrio Wittorino, — zwrócił się Evert do mnie. — Literat, lat 37. Neurastenia na podłożu dziedzicznego alkoholizmu (opisuję tę scenę możliwie najdokładniej ze względu na jej doniosłe