Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/055

Ta strona została przepisana.

Raz, gdy na takim flecie nucił pasterz boski,
I harmonią ciężkie ułagadzał troski,
Zabłąkała się trzoda wśród jego dumania.
Postrzega to syn Mai i w las ją zagania.
Nikt nie wie, co Merkury uczynił ukradkiem,
Sam tylko stary Rattus kradzieży był świadkiem.
Strzegł on boru Neleja i pastewnych błoni
I szlachetnego stada jego dzielnych koni.
Bojąc się go, Merkury dłoń mu grzecznie poda
I rzecze: »Kto cię spyta, gdzie ta poszła trzoda,
Mów, że nie wiesz, a tobie zda się na co grabież:
Oto sobie tę śnieżną jałowicę zabierz«.
Przyjął dar stary Battus i rzekł w tej osnowie:
»Bądź spokojny, ten kamień wprzód ode mnie powie«
Wskazał kamień. Merkury na pozór odchodzi.
Znowu wraca i starca zmianą twarzy zwodzi.
»Błąkającą się trzodę widziałeś tu, bracie?
Jeśliś widział, miej litość, donieś mi o stracie:
Jałoszkę i buhaja w darze ci przywiodę«.
Starzec się na podwójną złakomił nagrodę,
A gdy boga nie poznał pod nową figurą:
»Za tą górą — rzekł — będzie, była za tą górą«.
Na to syn Mai mową odpowie wzajemną:
»Ty przede mną mnie zdradzasz, zdradzasz mię przede mną«.
To szydersko wyrzekłszy, w kamień go przemienia;
Dotąd próbę szczerości masz z tego kamienia.


X. Aglaura.

Stamtąd na śnieżnych skrzydłach ulata Merkury,
Spogląda na Minerwie poświęcone mury,