Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/056

Ta strona została przepisana.

Na Munichijskie wzgórza, na Licejskie gaje.
W owym dniu, zachowując naddziadów zwyczaje,
W uwieńczonych koszykach ze wschodem jutrzenki
Skromny dar niosły bóstwu nadobne Atenki.
Postrzega je Merkury, spuszczony ku ziemi,
Wprost nie leci, lecz wkoło wznosi się nad niemi.
Jak sęp, gdy na ołtarzu zdobyczy dostrzeże,
Którą rzesza kapłanów przynosi w ofierze,
To go bojaźń wstrzymuje, to go żądze grzeją
I głodny ponad swoją ulata nadzieją:
Tak zatrzymuje boga Aktejska dolina
I w ciągłym locie jedno powietrze przerzyna.
Ile Wenus nad gwiazdy żywsze światło nieci,
A nad nią milszym blaskiem złoty księżyc świeci,
Tyle się młoda Herse nad inne podoba,
Zaszczyt uroczystości i dziewic ozdoba.
Nie oparł się syn Mai tylu czarów mocy:
A jak ołów wywarty z balearskiej procy,
Leci, lecąc, rozgrzewa i ukryty oku,
Ognia, którego nie miał, nabywa w obłoku:
Podobnie się w powietrzu rozpalił Merkury;
Porzuca drogę niebios i spuszcza się z góry.
A choć postaci własnej, nadobny i młody,
Ufa, chce jednak blasku dodać do urody.
Włos trefi, płaszcz na ramię zarzuca tak zręcznie,
Iżby złoty brzeg szaty wydawał się wdzięcznie;
W prawej ręce z powagą trzyma różdżkę senną[1],
A skrzydła u nóg błyszczą światłością promienną.

  1. Różdżka senna — laska (caduceus), którą Merkury sen daje lub zgania.