Tłuste jego podgarle zwiesza się na nogi,
Małe, lecz jakby sztuką utoczone rogi,
Jak kryształ, przejrzeć można; nie zagraża czołem,
Chód jego jest spokojnym, spojrzenie wesołem.
Przygląda się królewna cudownej urodzie,
Chwali go, że nie dziki, że rogiem nie bodzie.
Zrazu tknąć go nie śmiała, choć był tak łaskawy;
Wreszcie śmielsza, garść świeżej podaje mu trawy.
Wnet córka Agenora głaszcze go bez trwogi,
Wnet wonnemi kwiatami uwieńcza mu rogi;
Nakoniec na grzbiet jego wskoczyć się ośmiela,
Nie wiedząc, że takiego pieści zwodziciela.
Jowisz, znienacka suche minąwszy wybrzeża,
Z początku jedną nogą wodom się powierza;
Nagle wskoczywszy w morze, silnie pruje wały.
Widząc, jak znane brzegi oczom jej znikały,
Drży Europa, już grzbietu, już rogów się trzyma,
A ulotne jej szaty silny wiatr rozdyma.
Już bóg zmyślony, byka pozbywszy pokrywy,
Dał się poznać, wyszedłszy na dyktejskie niwy[1],
Gdy Agenor nieświadom, troskliwy o dziecię,
Rozkazuje synowi szukać jej po świecie,
A w miłości ojcowskiej i tkliwy i ostry,
Wygnanie mu przeznacza, gdy nie znajdzie siostry.
Lecz skrytości Jowisza któż potrafi dociec?
Gdy powrotu do kraju zabronił mu ociec,
Kadmus, świat zbiegłszy, tułacz, przed wyrocznią staje
I pyta, jakie przyjdzie zamieszkać mu kraje.
- ↑ Dyktejskie niwy — wyspa Kreta, od góry Dicte.