Znieście sieci, spocznijcie!« — Wierna druhów rzesza
I rozkaz wodza pełni i pracę zawiesza.
Była dolina, droga bóstwu polowania[1],
Jodła i wzniosły cyprys wkoło ją zasłania.
W głębi drzew jest w opoce samotne ustronie;
Nie wykuły go w skale żadne ludzkie dłonie,
Ale natura, sztuki naśladując dzieła,
Z głazów, w łuk układanych, sklepienie rozpięta.
Tu spadając z szelestem, zdrój czysty, acz mały,
W dół, trawą wyłożony, sączył swe kryształy;
Tu w południe, znużona po łowach szczęśliwych,
Chłodzi członki w kąpieli bogini myśliwych.
Gdy się tak w zwykłym zdroju rzeźwiła Dyana,
Wnuk Kadma, odłożywszy część pracy do rana,
Błądzi w nieznanym lesie niepewnemi kroki;
Wszedłszy w gaj, dokąd zgubne wiodły go wyroki,
Stanął w grocie, przy której wytryskały zdroje.
Ujrzawszy go bogini, wnet, gniewem miotana,
Nieostrożnego wodą pokrapia młodziana
I wyjawiwszy słowy smutne przeznaczenie,
Skropionej głowie rogi przyprawia jelenie,
I uszy mu zaostrza i przedłuża szyję.
Nagle sierść nakrapiana ciało jego kryje;
Ramiona mu w golenie, ręce przeszły w nogi.
Wódz, dawniej nieulękły, teraz pełen trwogi,
Ucieka, sam zdumiony, że tak rączy w biegu.
Ale zaledwie stanął przy strumienia brzegu,
Widząc swe rogi w wodzie: »Ach, biada mi, biada!«
Chciał wołać, lecz już więcej swym głosem nie włada.
- ↑ Dyanie.