Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/087

Ta strona została przepisana.

I wijącym się wężem przepasuje szaty;
Idzie, z nią trwoga, przestrach, smutek w łzy bogaty,
I wściekłość, w swym zapędzie nie znająca tamy.
Staje przed zamkiem króla; zatrzęsły się bramy,
Odrzwia klonowe spadły i słońce uciekło.
Zbladł Atamas, ujrzawszy nadchodzące piekło,
Zbladła Ino i z mężem pragnie wyjść z mieszkania;
Lecz jędza staje w progu i wyjścia im wzbrania.
Rozwiódłszy ręce, węzłem jaszczurczym splecione,
Gdy włosy wstrząsła, świszczą węże poruszone
Po ramionach, po skroniach z przeraźliwym sykiem
I trucizną miotają i łyszczą językiem.
Jędza z głowy dwa węże jadowite zrywa,
I natychmiast je ciska jej dłoń zaraźliwa.
W Atamasa, w Inonę padły szpetne gady
I po ich łonie zgubne rozpostarły jady;
Nie wpiły im się w ciało, nie zadały rany,
Ale zatruły żądłem umysł obłąkany.
Jędza przyniosła z sobą jad płynny, ohydny
Ze ślin paszczy Cerbera, z trucizny Echidny,
Mieszczący zaród zbrodni, wściekłą zapalczywość,
Błąd, ślepe odurzenie, łzy i morderstw chciwość;
Wszystko to z sobą starte świeżą krwią zalewa
I w kociołku z cykutą na ogniu zagrzewa.
Na przelękłych małżonków jędza jad ten rzuca;
On wdziera się im w piersi i niszczy im płuca.
Jędza tak szybko kręci gorejącą smołą,
Że się ognia zrobiło jedno wielkie koło.
Spełniwszy rozkaz, wraca w Plutona siedliska
I odpasawszy węża, precz od siebie ciska.
Gdy w sercu Atamasa jad wściekłość roznieci: