Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/090

Ta strona została przepisana.

Gdy nad piaskami Libji z swym łupem przebywa,
Z głowy srogiej Gorgony kilka kropel spływa;
Te cudem wzięły życie, upadłszy na ziemię
I odtąd tam się lęże srogich wężów plemię.
Stąd, po niebie od wiatrów niezgodnych pędzony,
Leci, jak dżdżysty obłok, w te i w owe strony.
Z szczytu niebios przegląda różne części świata
I cały w krótkiej chwili krąg ziemski przelata.
Trzykroć widział Wóz mroźny i Haka nożyce,
To w wschodnie, to w zachodnie gnany okolice.
Gdy dzień zgasł, baczny na to, by w nocy nie błądził,
Zstąpił w kraj hesperyjski, kędy Atlas rządził.
Uprasza o gościnność do chwili, aż z morza
Wenus Zorzy, a słońca nie wywabi Zorza.
Tu przechodzący wzrostem cały ród śmiertelny
Panował olbrzym Atlas, syn Japeta dzielny;
Hołduje mu brzeg świata i te morskie tonie,
Gdzie słońce w wieczór pławi unużone konie.
Błąkały się po łąkach niezliczone stada,
I żadnego to państwo nie miało sąsiada.
Od promiennego złota drzew liście blask niosły,
I na złotych gałęziach złote jabłka rosły.
»Jeśli wielkość na rodu piękności stanowisz,
Wiedz, królu — rzecze Persej — iż mym ojcem Jowisz.
Jeśli żądasz dzieł wielkich, nad niemi się zdumiej
i zwycięscę Gorgony godnie przyjąć umiej«.
Rzekł; lecz Atlas był pomny wróżby w dawnym czasie,
W tych słowach objawionej: »Przyjdzie czas, Atlasie,
Że syn Jowisza zerwie złoto z twego drzewa«.
Gdy się tej przepowiedni lęka i spodziewa,
Murem ogród otacza; smoka w bramie kładzie,