Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/111

Ta strona została przepisana.

Oczy, powieki, włosy, palce, ciało, chrząstki,
Dalej piersi, grzbiet, boki i barki pobledną
I powoli się w ciekle poniki rozrzedną;
Z żył krew znika i wodzie wolne miejsce daje,
Czegoby dotknąć można, już nic nie zostaje.
Tymczasem smutna matka po wszystkich przestworzach
Ziemskich szukała córki i po wszystkich morzach,
Ani różana zorza ni wieczór radosny
Nie widział jej spoczynku. Zapaliła sosny
Na Etnie ogniorodnej; przy tem świetle, śmiała,
Niestrudzona, wilgotną ciemność przebywała,
I choć dzień gasił gwiazdy, jednakże bez końca
Szukała jej od wschodu do zachodu słońca.
Wtem uczuła pragnienie; lecz wody nie stało,
A usta miała spiekłe. Widzi chatkę małą,
Co była niska, nędzna i słomą poszyta.
Puka we drzwi: niewiasta podeszła ją wita,
A postrzegłszy boginią daje upragnionej
Wody słodkiej, z jęczmienną mąką nawarzonej.
Wtem przed pijącą stanął chłopiec złego serca
I nazwał ją łakomą, zuchwały szyderca.
Gniewna Ceres napoju nie zdoławszy dopić,
Wolała mówiącego resztą słodzin skropić.
Krople przyschły na twarzy; gdzie miał wprzód ramiona,
Ma golenie, ze zmianą dostaje ogona.
Żeby zaś szkodzić nie mógł, postać przybrał drobną
I mniejszy od jaszczurki, ma szczupłość podobną.
I gdy baba się dziwi i nad losem płacze
I chce dotknąć potworka, ten zmykając, skacze.
Tak za swą dokuczliwość wziąwszy ukaranie,
Przybrał natychmiast skrzeczka postać i nazwanie.