Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Gdy Prozerpina kwiaty zbierała wiosenne,
Wtedy miłe Syreny z nią się zabawiały,
A przebiegłszy już za nią świata okręg cały,
Chcąc, by świadkiem ich troski było także morze,
Pragnęły się na skrzydłach unosić w przestworze.
Przystały bogi. Pierze ich ciało pokryło;
By jednak śpiew, czarowną niewolący siłą,
Ten ich dar niepojęty mógł im zawsze zostać,
Zachowały głos ludzki i dziewiczą postać.
Z bratem smutną pogodzić pragnąc Saturnównę[1],
Jowisz rok cały dzieli na dwie części równe;
I Prozerpina, dwóch państw królowa szczęśliwa,
Sześć miesięcy raz z matką, raz z mężem przebywa;
Zaraz twarz jej jest insza i myśl jest zmieniona;
Czoło, co chmurne było nawet dla Plutona[2],
Zajaśniało jak słońce, kiedy chmury dżdżyste,
Niknąc, odkryją niebo pogodne i czyste.
Pyta Ceres, już dzieckiem ciesząca się swojem:
»Skąd płyniesz, Aretuzo? Czemuś świętym zdrojem?«
Uciszyły się wody, bogini z nich wstaje,
O miłości Alfeja taką sprawę zdaje:
»Byłam nimfą w Achai; przebiegać gór siodła,
Sieci zręcznie zastawiać — zawszem w tem prym wiodła.
Choć nie dbałam, czy moje wdzięki kto pochwali,
Choć tylko mężną byłam, pięknością mię zwali,
A to, co inne nimfy za szczęścieby miały,

  1. »Saturnówna« — córka Saturna, Ceres.
  2. Nawet dla Plutona, który przywykł patrzeć na smutne twarze.