Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/127

Ta strona została przepisana.

Wyrwał go, ale z ostrzem wychodzą i płuca
I z krwią upływającą duch ciało porzuca.
Ale tobie nie jedna zgon przynosi rana,
Damazychtonie młody; grot środek kolana
W samem zgięciu ci przebił i gdy ręką silną
Usiłujesz wydobyć strzałę nieomylną,
Druga tobie natychmiast przeszywa śród garła.
Ale ją krew ognista na ziemię wyparła;
Strzela z rany krew w górę, potem ziemię rosi.
Ostatni Ilionej ręce darmo wznosi
I tak błaga: »Przebaczcie, o bogowie nieba!«
Prosił wszystkich, a wszystkich nie było potrzeba.
Chciał Feb, lecz nie mógł cofnąć strzały wypuszczonej
I od najlżejszej rany poległ Ilionej.
Wieść okropna, żal ludu, najbliższych płacz rzewny
Dały wnet o nieszczęściu macierzy znak pewny.
Zadziwiona, że mogli, i gniewna, że śmieli
Uczynić, na co prawa bogowie nie mieli,
Usłyszała, że Amfjon przebił się żelazem
I tak smutku i życia pozbawił się razem.
O, jak teraz Niobe odmienna od owej,
Dumnie przez środek miasta kroczącej królowej,
Rozganiającej tłumy od ofiar Latony!
Litości stał się godnym jej los zazdroszczony.
Padła na zimne zwłoki i synów swych ciała
Bez porządku raz jeszcze ostatni ściskała.
Wreszcie tak rzekła, z dłonią ku niebu wzniesioną:
»Nakarm się mem nieszczęściem, okrutna Latono!
Nakarm się moim bólem, nasyć temi łupy!
Przez siedmiu mię wyniosą synów moich trupy!