Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/164

Ta strona została przepisana.

Gorge i Dejanira; innym skrzydła wzrosły,
Niemi się zaraz w górne obłoki uniosły.


XXXIV. Tezeusz w gościnie u Acheloja.

Gdy Tezej, powracając z tak smutnej wyprawy[1],
Spieszy do Aten szukać zwycięstwa i sławy,
Wstrzymuje go Acheloj, deszczami wezbrany;
»Wnijdź — rzecze — do mej groty, wodzu niezrównany,
I nie chciej wszystko rwącej powierzać się fali.
Widziałem, jak z łoskotem, wielkie głazy wali,
Jak sosny rwie z korzeniem, jak wzdęta w swym biegu,
I obory i stada porywała z brzegu;
Próżno buhaj był silny, próżno rumak rączy.
Często, gdy się z wodami śnieg stopiony złączy,
Tysiące ludzi w przepaść porywa w godzinie.
Bezpieczniej się zatrzymać, aż burza przeminie,
Aż w dawne wrócą łoże spokojniejsze wody«.
»Dom i radę przyjmuję — rzekł bohater młody
I do groty półbożka kieruje swe kroki.
Ściany w niej były z twardej wykute opoki,
Za posadzkę mech miękki, zaś pola sklepienne
Zdobią piękne muszelki, naprzemian odmienne.
Dobrą połowę nieba już słońce przebiegnie,
Gdy Tezej z przyjaciółmi do biesiady legnie;
Tu Pirytoj odważny, tam Leleks sędziwy,
Któremu włos gdzieniegdzie szron obsypał siwy,
I inni, którym dom swój Acheloj otwiera,
Szczęśliwy, że takiego przyjął bohatera.

  1. »Z wyprawy« na dzika kalidońskiego, która się smutno skończyła.