Choć i ta gruba, dawne już lata pamięta,
Godna takiego łoża. Tu spoczęły bogi.
Drżąca Baucys przystawia stół, co miał trzy nogi,
Ale trzecią nierówną; skorupką podpiera
I stół, mocno stojący, świeżą miętą ściera.
Na nim dwufarbny owoc[1], święcony Palladzie,
Tarnki, w lagrze moczone, i sałatę kładzie;
Dalej rzodkiew i sery, wytłaczane z mleka,
I jaja, które w ciepłym popiele przypieka,
Wszystko w misach glinianych. Wreszcie na ochłodę
W glinianym roztruchanie daje wino młode
I w kubki je bukowe wywoszczone wczyni.
Wkrótce z żaru potrawy niesie gospodyni;
By wetom zrobić miejsce, wino odstawiono.
Tu świeżutkie szkarłatem rumieni się grono,
Tu w koszyku plecionym mnóstwo jabłek leży,
Suche figi, daktyle, śliwki, orzech świeży
I plastr miodu jasnego. Tę ucztę ubogą
Krasi twarz starców, z serca dających co mogą.
Widząc oni, że mimo częste nalewanie
Wina jakoś w glinianym nie ubywa dzbanie,
Dziwią się i tak mówiąc, ręce ku nim wznoszą:
»Godnie was przyjąć dla nas byłoby rozkoszą;
Darujcie, że jesteśmy nieprzysposobieni«.
Dla straży małej chatki gęś trzymali w sieni,
I tę dla swoich gości zabić chcieli sami.
Ptak szybki męczy starców, schylonych latami,
I zwodząc ich dość długo, do bogów ucieka.
- ↑ »Dwufarbny owoc« — oliwki, które zrywano napół zielone, a napół czarne.