Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/181

Ta strona została przepisana.

Rzekła; waha się długo, lecz wreszcie stanowi
Postać szatę w krwi Nessa zbroczoną mężowi
W nadziei, że tem miłość wzbudzi w Herkulesie.
Nieświadom, dar od żony wierny Lichas niesie
Przyjacielowi swemu. Nie bojąc się zdrady,
Przyobleka bohater echidnejskie jady.
Niósł z modlitwą na ogień wonie i ofiary,
Na ołtarz marmurowy lejąc wino z czary.
Wtem trucizna, rozgrzana i ciepłem odmiękła,
We wszystkie naraz członki Herkulesa wsiękła.
Póki mógł, zwykłem męstwem w piersi tłumi jęki;
Lecz gdy ludzką cierpliwość już przemogły męki,
Wściekły z srogiego bólu, leci od ołtarza
I okropnymi Etę odgłosy przeraża.
Bez zwłoki jadowitych chce się pozbyć powić,
Lecz razem zdziera ciało i — szpetnie wysłowić —
Lub szata nie odstaje mimo męża siły,
Lub zdarta, kość obnaża i ogromne żyły.
Jak woda, gdy ognistą szynę kto w nią kładzie,
Tak syczy krew i w wrzącym gotuje się jadzie.
Próżna pomoc, trucizna w płuca się wżerała,
I siny płyn z całego występował ciała;
Palone skwierczą nerwy, szpik topi się w kości.
Alcyd dłoń z temi słowy ku niebu wyprości:
»Dzika córo Saturna, nasyć się mą klęską,
Napaś twe serce: palmę odniosłaś zwycięską!
Lub litosna dla wroga, bo jestem ci wrogiem,
Weź to ciało, nieszczęściem udręczone srogiem,
Do prac tylko stworzone! O śmierć ciebie proszę,
Śmierć mi daj: takie dary przystoją macosze.
Przeze mnież to krwią gości hańbiący ołtarze