Na tych barkach spoczywasz, nemejski ogromie[1],
Tem czołem niebom dźwigał[2]. Wprzód rozkazywaniem
Zmogłaś się, mściwa Juno, niż ja wykonaniem.
Lecz nowa przyszła klęska, której nie pokona
Pocisk, broń ani męstwo: jad doszedł do łona,
Wre już we mnie — a żyje Eurysteusz srogi
I są jeszcze na świecie, którzy wierzą w bogi!«
To rzekł i stąpa krwawy po wyniosłej Ecie,
Jak tygrys śledząc łowca, gdy mu grot tkwi w grzbiecie;
To raz wzdryga się z holu, to nieszczęsny jęczy,
To szatę w ciało wrosłą oderwać się męczy,
To w zapale po górach całe sosny łamie,
To podnosi do nieba błagające ramię.
Wtem widzi, jak się Lichas krył w głębi jaskini,
A gdy go ból nieznośny szalonym uczyni:
»Tyżeś to — rzekł — Lichasie, zgubne przyniósł dary,
Tyś śmierci mojej sprawcą?« — Wychodzi z pieczary
I wymawia się Lichas, blady, pełen trwogi,
A gdy chciał Herkulesa uścisnąć za nogi,
Ten go porwał, a ciałem, trzykrotnie miotanem,
Cisnął w morze Eubejskie silniej, niż taranem.
Lichas w górze skamieniał. A jak przez powietrze
Deszcz lecąc, w śnieg się ścina, w mroźnym skrzepły wietrze,
Lekkie zaś płatki śniegu, gdy się w kółka skrążą,
Twardnieją i na ziemię w gęstym gradzie dążą:
Tak i Lichas, ciśnięty silnemi ramiony,
Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/183
Ta strona została przepisana.