Przybył on wprawdzie, przybył; lecz posępność zguby
Zamiast błogosławieństwa niosła z sobą hasło.
Pochodni, którą trzymał, słabe światło zgasło;
Dymiła się płaczliwie, kopeć wróżył smutek.
Lecz jeszcze żałośniejszym okazał się skutek:
W nimf gronie, gdy po trawach biega młoda żona,
Upada, zębcem węża w stopę ukąszona.
Opłakawszy małżonkę i swe przeznaczenie,
Jeszcze śpiewak Rodopy chciał ubłagać cienie.
Śmiał przez bramę tenarską[1] zstąpić do Erebu.
Minął lekki tłum cieni, zeszłych z czcią pogrzebu,
I przed królem z królową, co tam władną smutni,
Taką prośbę wyśpiewa, wtórując na lutni:
»Bóstwa krain podziemnych, dokąd wszystko schodzi,
Cokolwiek śmiertelnego na ziemi się rodzi,
Nie myślcie, że zstąpiłem do tych strasznych ciemnic,
Ciekawy docieczenia Erebu tajemnic,
Lub że chcę zgromić potwór[2], wszczęty z krwi Gorgony,
Potrójną paszczą groźny, w węże nasrożony:
Przyjścia powodem żona. Ten kwiat wśród rozwicia
Szpetna żmija swym jadem pozbawiła życia.
Chciałem znieść moją stratę: miłość zwyciężyła.
Wiem, że w niebie jest znaną jej wszechwładna siła.
Czy tu także, ja nie wiem; lecz głosi podanie,
Że was także wzajemne złączyło kochanie.
Na okropność tych pieczar, ten zamęt głęboki,
Na to państwo milczenia i wiecznej pomroki
Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/188
Ta strona została przepisana.