Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Pierzcha Eurydyka, jak dech, jak czcza mara;
Lecz nie śmie się użalać nad tą srogą zmianą,
Chyba by się żaliła, że jest zbyt kochaną.
Słabym głosem ostatnie pożegnanie daje
I zapada się znowu w smutne śmierci kraje.
Tak zbladł Orfej, powtórnie małżonkę straciwszy,
Jak ów, w kamień zmieniony człowiek najlękliwszy,
Kiedy piekieł szczekacza w kajdanach spostrzega
I gdy zaledwie z życiem trwoga go odbiega[1];
Lub jak Olen, co obce przyjął na się winy,
I Letea zbyt dumna z swych wdzięków przyczyny,
Wprzód jedną tylko duszę mający oboje,
Dziś opoki na Idzie, płodnej w liczne zdroje.
Próżno wracał się Orfej: Charon niezbłagany
Nie chciał go przez Kocytu przeprawić bałwany.
Siedem dni bez pokarmu czekał śpiewak boski,
Łzy były mu napojem, pożywieniem troski.
Narzekając na srogość wyroków ku niemu,
Przez wyniosłą Rodopę wrócił się do Hemu.


XLI. Cyparyssus.

Było wzgórze, na wzgórzu obszerna równina,
Której zieloność świeża nadała darnina,
Brakło cienia; lecz skoro wieszcz,[2] z bogów zrodzony,

  1. Owidjusz przytacza dwa, zresztą nieznane skądinąd podania o człowieku, który na widok Herkulesa, wlokącego na świat górny Cerbera, zbladł jak ściana i zamienił się w kamień, i o Olenie i Letei, kochającej się parze, którą również przestrach zamienił w dwa głazy.
  2. Orfeusz.