Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/192

Ta strona została przepisana.

Przebywał wielki jeleń. Szeroko rosnące
Zacieniały mu czoło gałęziste rogi,
Kamieńmi obsadzony naszyjnik miał drogi.
Róg lśnił się od pozłoty, z czoła srebrna cała,
Wisząc na taśmie, puszka swobodnie bujała;
Po obu stronach srebrne jaśniały kolczyki,
Ozdobione perłami. Nie jak inne dziki,
Próżen był wszelkiej trwogi, wrodzonej jeleniom,
Zwiedzał domy rolników, powolny życzeniom,
I obcym się poddawał do głaskania rękom.
Ty, którego Kartea dziwiła się wdziękom,
Ty go najbardziej lubisz, Cyparyssie młody;
To go sam do krynicznej doprowadzasz wody,
To na świeże pastwiska, to wieńce kwieciste
Przetykasz mu przez rogi piękne, rozłożyste;
To jakby na wierzchowca, na grzbiet jego wsiadasz,
I przez szkarłatne wodze biegiem jego władasz.
Był skwar, samo południe, a gorącość taka,
Że wrzały krzywe nogi niebieskiego raka[1].
Znużony, spoczął jeleń na miękkiej darninie
I wciągał chłód przyjemny w cieniu i gęstwinie;
Wtem Cyparys, niechcący, strzałą go przeszywa:
Widzi go bliskim śmierci i sam śmierci wzywa.
Jak go Feb chciał pocieszać, jak tę żałość ganił,
Którą tak mały powód serce jego zranili
Cyparys jednak jęczy i żąda w zapale,
Ażeby mógł tę stratę opłakiwać stale.
Zbytek łez go wycieńczył, znikła dawna siła

  1. »Raka słońce zagrzewa« Kochanowski. W konstelację Raka wchodzi słońce z początkiem lata.