Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/196

Ta strona została przepisana.

Patrząc na bożka bydła, mówi temi słowy:
»Zaczynaj! Nie trać czasu: jam słuchać gotowy«.
Z całej mocy Pan dmuchnie, dudki zapiszczały;
Przytomny sprzeczce Midas rozpływa się cały.
Potem schyla się bożek dla Feba słuchania,
A z nim razem Febowi cały las się kłania,
Feb w wieńcu laurowym, na sobie ma szaty
Powłóczyste, tyrskiemi pojone szkarłaty;
Lutnia z kości słoniowej, od kamieni lśniąca,
W lewej, w prawej pałeczka, którą struny trąca;
Już stąd znać arcymistrza. Zagrał: czarownemi tony,
Płynącemi z strun lutni, Tmolus upojony
Zaraz głosi nad Panem tryumf Apoilina;
Tak musiała dank przyznać luyni wiejska trzcina.
Ten wyrok sprawiedliwym uznali świadkowie,
Sam tylko prostak Midas niesłusznym go zowie.
Król Delu rozgniewany nie chce cierpieć dłużej,
Że uchu tak tępemu postać ludzka służy;
W szarą sierść je odziewa i pociąga w górę,
Ruszać im się pozwala i zmienia naturę.
Prócz tej kary człowiekiem, jak był, tak i został,
Tylko uszy osiełka leniwego dostał.
Wstydzi się król swych uszu i ukryć je stara,
Do czego służyć miała szkarłatna tyara.
Lecz pewnego dnia sługa dostrzegł jego sromu;
Nie śmiał tego odkrycia powierzyć nikomu.
Że nie mógł do milczenia przezwyciężyć siebie,
Opodal więc na łące mały dołek grzebie
I w niego cicho szepcze, jakie tego rana
Niespodziewane uszy zobaczył u pana.