Wraca słodka otucha z temi męża słowy;
Lecz, gdy już w porcie okręt obaczy gotowy,
Przelękła się, nieszczęsna: tajne jakieś głosy
Zdają się jej zwiastować smutne męża losy.
Żegna go wreszcie smutno, wylękła i blada,
Ostatniem pozdrowieniem i zemdlona pada.
Radby już spóźnić odjazd Ceiks zatrwożony,
Lecz go czeladź przemocą odrywa od żony;
A gdy do silnych piersi przyłożyła wiosła,
Prując bałwany, okręt od lądu odniosła.
Wkrótce się Alcyone z omdlenia ocuca,
Smutna, łzami zalana, wzrok na męża rzuca:
Stał na pokładzie, ręką przesyłał uściski.
Odsyła mu uściski, gdy był jeszcze bliski;
Póki dojrzeć go mogła na morzu szerokiem,
Póki okręt nie zniknął, ścigała go okiem.
Gdy znikł okręt, z żaglami jeszcze się żegnała;
Gdy znikły żagle, wraca do domu struchlała,
Lecz dom jej, pusty, smutny, a każde spojrzenie
Gorzkie szczęścia dni zeszłych obudzą wspomnienie.
Płynie okręt; wiatr lekko pędzi go po fali,
Szypry wiosła wiszące na bok poskładali,
Biegły zaś sternik reje do góry podciąga,
I chwytając wiatr rączy, do pracy zaprząga.
Już pewnie przepłynęli pół morskiej przestrzeni,
Prawie równo od lądów[1] obu oddaleni,
Gdy pod noc morskie wzdymać zaczęły się piany
I silniej na odmęty dął Eur rozhukany.
»Ściągnąć reje, spiąć żagle, brać się do obrony!«
- ↑ Europy i Azyi M.