Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/208

Ta strona została przepisana.

Nie wie, czyje, lecz mając przeczucie niepewne,
Biedna, nad nieznajomym łzy wylewa rzewne.
»O nieszczęśliwy! — rzekła — stokroć nieszczęśliwszy,
Jeżeliś zginął, wierną żonę zostawiwszy«.
Im bliżej woda zwłoki do brzegu przyżenie,
Tem większa u niej trwoga, tem bliższe omdlenie;
Wreszcie już owo ciało tak blisko przypływa,
Że płacząc, mogła poznać męża, nieszczęśliwa.
»On!« — krzyknie i twarz drapie, rwie włos i ubranie —
»Takżeto wracasz z drogi, mężu, me kochanie!«
Tuż nad wodą jest tama, rąk ludzkich robota,
Na którą pęd bałwanów bezsilnie się miota.
Tam biegnie i — o cuda! — wzniesiona od ziemi,
Biały ptak, skrzydły w górę wzbija się nowemi.
Lekko w przelocie marszcząc powierzchnię wód słonych,
Krzyk piskliwy, do żalu podobny, wydała.
Lecz kiedy już martwego dotknęła się ciała,
Skrzydłami je otula, a nie mając twarzy,
Dziób przykłada i zimnym pocałunkiem darzy.
Nie wiedzieć, czy czuł Ceiks małżonki pieszczoty,
Czy to były fal morskich igraszki i psoty:
Dał znak życia. Bogowie tejże samej chwili
Przez litość w zimorodki oboje zmienili;
Dawna miłość i z ptasich ich serc nie uleci;
Jak przedtem żyją razem i hodują dzieci.
Przez siedem dni pogodnych pośród mrozów zimy
Po morzu zimorodków na gniazdach widzimy.
Wtedy podróż bezpieczna; milczy wichrów zgraja,
Bo Eol dla swych wnuków morze uspokaja.