Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Ten hełm, co końską grzywą widzisz przyodziany,
Ta wydrążona tarcza, którą pierś zakrywam,
Nie są mi na obronę, za strój ich używam;
Z tych samych zwykł powodów Mars przywdziewać zbroję.
Choć wszystko zdejmę, przecie rany się nie boję,
Bo mało z Nereidy, trza z tego się rodzić,
Co i Nerejdom przywykł i morzu przywodzić«.
To rzekł i silną dzidę rzucił na Pelida.
Miedź i dziewięć skór zbitych wskroś przeszyła dzida
I ledwie o dziesiąty okrąg się oparła;
Lecz prawica Achilla z tarczy ją wydarła,
Pelid drugi grot cisnął, lecz nie ranił ciała;
I trzecia nawet Cygna nie drasnęła strzała,
Choć bez zbroi sam prawie śmierci się poddawał.
Jak w cyrku na purpury wywieszony kawał
Leci buhaj ognisty i rogiem go zdziera,
Taka wściekłość rozpala serce bohatera.
Patrzy, czyli żelazo tkwiło jeszcze w drzewie;
Tkwiło. »Więc już dłoń moja osłabła? — rzekł w gniewie —
Takżem się już na jednym z mej siły wyikrzył?
Bom ją miał, kiedym się nią drugim dobrze przykrzył,
Kiedym mury Lirnessu i Tenedu burzył
I etyońskie Teby[1] w krwi ludu unurzył;
Przeze mnie to krwią ziomków Kaik się zrumienił
I dwakroć dumny Telef moją moc ocenił.
I tu zwłoki, na brzegu leżące powałem,
Świadczą, że dawną siłę dotąd zachowałem«.

  1. »Etyońskie Teby« — Teby, gród Eetjona, ojca Andromachy.