Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/215

Ta strona została przepisana.

Rzekł; jakby jeszcze mało przeszłym czynom wierzył,
W Meneta z rodu Lików swój pocisk wymierzył:
Zbroję i pierś pod zbroją jeden cios przenika.
Gdy padał konający u stóp przeciwnika,
Achilles wyrwał dzidę i tak rzekł z zapałem:
»Oto grot, oto ręka, którą zwyciężałem.
Tych obojga użyję, aby Cygna zgromić;
O losie, ty go pozwól, jak innych, poskromić!«
To rzekł; wymierza w Cygna: nie chybiło drzewo,
Lecz zabrzękło, w łopatkę uderzywszy lewą,
I obiło się jakby o mur lub o głazy.
W tem miejscu, gdzie uderzył, krwawej dostrzegł zmazy.
Lecz daremnie Achilles był uradowany:
Znak ten jest z krwi Meneta; Cygnus nie miał rany.
Wyskakuje więc z wozu syn Peleja gniewny;
Kroku nie cofa młodzian, daru ojca[1] pewny.
Miecz Pelidy, co zbroje i tarcze przebijał,
Na twardem ciele Cygna kruszył się i zwijał.
Wściekł się Achill i tarczą w twarz trzykroć rycerza,
Trzonem miecza po trzykroć w samą skroń uderza.
Pierzchającego ściga, przeraża, napada
I chwili nie da wytchnąć: już Cygnem strach włada,
Już mu ciemność wzrok mroczy i gdy w przerażeniu
Kroczy wstecz, w polnym spotka zawadę kamieniu.
Na nim to Cygna na wznak Achilles obala
I całym swym ogromem na ziemi przywala;
Pierś tarczą i twardemi przytłacza kolany,
Zdziera rzemień od hełmu, pod brodą związany,

  1. »Daru ojca pewny« — ojciec Neptun obdarzył go nietykalnością, tak, że go żaden pocisk zranić nie mógł.