Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/227

Ta strona została przepisana.

Gdy Tersyt przeciw królom śmiał bluźnić szkaradnie;
Którego ja zuchwalstwo skarawszy przykładnie,
Głos podnoszę, na wrogów podżegam na nowo
I wygasłą odwagę ocucam wymową.
Czyny, któremi potem takeś się nadymał,
Mnieś winien, bo ja ciebie w ucieczce powstrzymał.
Wreszcie któż twej pomocy z greckich chce rycerzy?
A mnie zawsze Dyomed swych zamiarów zwierzy;
Mnie wybrał i coś znaczy, że z tylu tysięcy
Mnie jednemu Dyomed zaufał najwięcej.
Ani nam los iść kazał: chętnie szliśmy sami,
Niebezpieczeństwem nocy gardząc i wrogami.
Wtedym śmiało Dolona podstępnego zgładził,
Lecz mi wprzód wszystkie Trojan tajemnice zdradził.
I wiedziałem już wszystko, com tylko chciał zbadać,
I już nie miałem po co tam dalej się skradać,
Już mogłem był powrócić z zasłużoną chwałą.
Mimo to w namiot Reza przedzieram się śmiało,
Jego z orszakiem w własnym zabijam obozie
I przybywam w tryumfie na zdobytym wozie.
Czyje konie w nagrodę dać mieli Trojanie,
Tego zbroi mi przeczcie, niech Ajaks dostanie!
Com w rotach Sarpedona orężem poczynał,
Ilem ja krwi wytoczył, będęż wam wspominał?
Dzielności mej rawicy z swą zgubą doznali
Alastor, Chromi, Ceran, Ifityda, Hali,
Chersydamas, Alkander, Noemon, Prytani,
Toon, Charop, Ennomus i inni mniej znani.
Mam i blizny; z nich miarę o cnych czynach bierzcie.
Wszystkie na chlubnem miejscu: czczym słowom nie wierzcie!