Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/228

Ta strona została przepisana.

Patrzcie — Tu rozpiął szatę — Oto pierś, co z siebie
Ofiarę w każdej dla was czyniła potrzebie,
Gdy przez tak długą wojnę Ajaks niezrównany
Kropli krwi nie uronił, jednej nie miał rany.
Jednak temu nie winien: wyznaję, że śmiało
Od Trojan i Jowisza chronił flotę całą;
Bo wątlić piękne dzieła rzecz jest niegodziwa.
Lecz z tej ogólnej sławy i na was część spływa:
Czegóż ją sam przywłaszczył, a drugim jej szczędził?
Patrokl w zbroi Achilla Trojanów odpędził,
Bliskie pożaru łodzie z ich obrońcą zbawił.
Nie sam Ajaks do boju z Hektorem się stawił;
Król i wodzowie inni i jam chciał tej sławy:
Ajaksa dziewiątego wybrał los łaskawy.
Lecz przecie, coś dokonał, powiedz, mój junaku:
Hektor wyszedł z rozprawy bez rany, bez znaku!
Z jakim żalem wspominam, ach, ten widok krwawy,
Gdy mur Greków, Achilles, legł na polu sławy!
Ani mi trwoga, smutek, ani łez potoki
Stanęły na przeszkodzie: ratowałem zwłoki;
Na tych barkach uniosłem Achillesa ciało,
Uniosłem je z tą zbroją, której żądam śmiało.
Mam siłę do dźwigania takiego ciężaru,
Mam umysł zdolny pojąć wartość tego daru.
Na toś, matko, dla syna nie szczędziła troski,
By sztuki arcydzieło, ten dar i twór boski,
Został kiedy udziałem prostego żołnierza,
Co się nawet nie pozna na rzeźbach puklerza!
Pojmież on wody, ziemię, nieba gwiazd tysiące
I nigdy się wśród morza wozy nie pławiące,