Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/244

Ta strona została przepisana.

I uczyni zeń boga, a twój lud, Kwirynie,
Zwąc go bogiem ojczystym, wznosi mu świątynie.


LII. Pomona i Wertumnus.

Nad Pomonę w Lacyum nie było Dryady,
Coby swoje staranniej uprawiała sady
I coby o płód drzewa tak była troskliwa.
Stąd[1] ma imię. Nie w borach, nie w wodach przebywa:
Wieś lubi i owoce rodzajnej jabłoni.
Zamiast grotów i łuków krzywy nóż ma w dłoni;
Nim zbrojna, to swawolną rodzajność wyniszcza,
To drzewo z nazbyt gęstych gałęzi oczyszcza,
Albo w nadciętą korę wsuwa różdżkę zdrową
I obcej latorośli daje matkę nową;
Lub nie chcąc, aby drzewo cierpiało pragnienie,
Orzeźwia świeżą wodą zwikłane korzenie.
To jej cała nauka, to jej rozkosz cała,
Bo dotąd jeszcze władzy miłości nie znała.
Lękając się napaści, sad wkoło zamyka,
Broni obcym przystępu i mężczyzn unika.
I czegóż nie czynili, by ująć Pomonę,
Skoczne Satyry, Pany, choiną wieńczone,
I Sylwan na swe lata zbyt żywych nadziei,
I bożek[2], który sierpem odstrasza złodziei?
Lecz odeszli, czcze sobie zaloty sprzykrzywszy.
Nad wszystkich kochał Wertumn, choć nie był szczęśliwszy.
To raz, przyjąwszy postać wiejskiego młodzieńca,
Dźwigał snopy na sobie, istny obraz żeńca,

  1. Pomus — drzewo owocowe.
  2. Pryap.