Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Bez rzezi, samą bankiet zastawia niekrwawy.
Nie każde nawet zwierzę je mięso, krew pije,
Bo koń, trzoda i bydło trawą tylko żyje.
Lecz dziksze, jak tygrysy, jak lwy zapalczywe,
Jak wilki lub niedźwiedzie, na mięso są chciwe.
Czyż nie grzech cudze trzewa w własne spuszczać trzewa
I ciałem sycić ciało, gdy się jeść zachciewa?
Zaż, kto żyw, śmiercią drugich ma przedłużać życie?
Najlepsza matka sypie darami obficie,
A tylko krwawe mięso smacznem się wydaje?
Przecz ohydne Cyklopów wznawiać obyczaje?
Czyż tylko śmiercią drugich możesz głód łagodzić
I żarłocznym żołądka zachciankom dogodzić?
Wszakże wiek, co złotego odziedziczył miano,
W którym zioła jedynie i owoce znano,
Był szczęśliwym, a jednak nie znał krwi obrzydłej.
Wtedy ptak bezpiecznemi ulatywał skrzydły,
Zając, wolny od trwogi, śmiało biegał wszędzie,
Ryba za łatwowierność nie więzła na wędzie;
Wszystko żyło w pokoju, nie bojąc się zdrady.
Ale gdy wynalazca ohydnej biesiady,
Zgodny w szczęśliwym świecie zepsuwszy porządek,
Mięsne spuścił potrawy w żarłoczny żołądek,
Zbrodniom otworzył wrota, a naprzód żelazo
Krwi drapieżnego zwierza okryło się zmazą.
Ta krew była potrzebną, bo kto we mnie godzi,
Temu śmierć pierwej zadać za grzech nie uchodzi.
Lecz jak go bić, tak nie tyć należało na niem.
Złe gorsze stąd wyrosło. Pierwszy mojem zdaniem
Słusznie wieprz padł ofiarą, bo zasiane zboże