Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/256

Ta strona została przepisana.

Że się na tyleż części dzieli nasze życie?
Wątły przy piersi dziecka rok podobny wiośnie.
Wtedy, sił nabierając, młoda trawa rośnie,
Wtedy słabe kły zboża powoli pęcznieją,
Zawczesną pochlebiając rolnikom nadzieją.
Wszystko kwitnie i kwieciem niwa się okrywa,
Ale na pewnej mocy listkom jeszcze zbywa.
Wiosna przechodzi w lato, nastają upały,
Rok silniejszy wygląda, jak młodzian dojrzały;
Żaden wiek nie tak żyzny, żaden tak nie pała.
Lecz zaledwie burzliwość młodości ustała,
Wchodzi łagodna jesień, mniej siwa, niż zima,
Środek pomiędzy starcem a młodzieńcem trzyma.
Zima nakoniec drżąca krok leniwy stawia
I włosy ludziom bieli lub całkiem pozbawia.
I my również ciągłemi objęci zmianami,
Wczora, dziś inni, jutro nie będziem ci sami.
Z więzienia wyzwolone na powietrze wolne,
Leżało bez sił jeszcze dziecię nieudolne;
Dalej się na czworakach czołga nakształt zwierza,
Wreszcie, lubo kolankom słabym nie dowierza,
Dźwiga się, krzepi, wstaje, cudzą wsparte siłą;
Wkrótce mocne i lekkie wiek młody przeżyło.
Prędzej wieku średniego lata młodzian wyżył
I przez pochyłą starość nad zachód się zbliżył.
Starość, uszczuplającą wszelką moc w człowieku,
Płacze rzewnemi łzami Milon w późnym wieku,
Gdy te, co dzikim zwierzom uginały karki,
Herkulesowym równe, zwisłe widzi barki.