Czołgając się przez miasto, wprost do portu zdąża,
Co go wygięta grobla półkolem okrąża.
Tam stanął i z swym ludem i całym orszakiem
Zdał się rozstawać mile i z radości znakiem.
Schodzi w nawę auzońską: zaledwie w niej stawa,
Poczuła ciężar boga zagłębiona nawa.
Wtem na brzegu zabiwszy byka, Eneadzi
Kręte liny czemprędzej rozwięzują radzi.
Lekki wiatr żagle wzdyma. Bóg stoi wysoko
I z nawy na wód błękit pilne zwraca oko.
Śpieszy z błogim Zefirem przez Iońskie morza
I ledwie po raz szósty zabłysnęła zorza,
Widzi już Italię, Lacyńską świątynię
I około nadbrzeży Scylacejskich płynie.
Lekkiemi wiosły morze zamiatając śliskie,
Mija nawa Japygów i skały Amfryskie;
Z prawej Kocyntu mija połupane góry,
Potem Romet, Narycję, Kaulonu mury;
Płynie w sykulskiej cieśni mimo szczyt Peloru,
Obok kruszców temeskich[1] i Eola dworu;
W tyle zostają sławne z róż pestańskie sady[2],
Leukosja, Kaprea, przylądek Pallady
I na wzgórzach Surrentu słodkie winogrona,
Stabia i przez Herkula warownia wzniesiona[3],
Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.
248
ESKULAP W RZYMIE