jącem w nocach łóżka, pieszczotliwie mówić zaczęła:
— Poleż jeszcze trochę, mój drogi... Franciszka przyniesie ci zaraz śniadanie... Przypuszczałam, że obudzisz się zaledwie koło dziesiątej i ugotowałam ci świeżo zmielonej, doskonałej kawy...
Zobaczywszy we drzwiach Franciszkę, która w ogromnych, czerwonych rękach trzymała porcelanową tackę, Emilia podbiegła ku niej wołając:
— Ja sama podam śniadanie... Nie potrzebuję się spieszyć, bo poczciwy mój mąż obiecał przyprowadzić Kostusia ze szkoły... A teraz opowiadaj mi wszystko...
Ireneusz musiał zdać kolejno sprawę ze wszystkich wrażeń doznanych poprzedniego wieczoru.
Emilia nie pozwalała mu opuścić najmniejszego szczegółu, przerywając co chwila pytaniami: Co mówił Klaudyusz Larcher?... Jakich rozmiarów jest dziedziniec pałacowy?... Co stało w przedpokoju?... Jaką suknię hrabina miała na sobie?... Śmiała się serdecznie z górnolotniej przemowy pani de Sermoises; drżała z gniewu, dowiedziawszy się o uszczypliwych docinkach zazdrosnej literatki; szydziła z głupoty pięknej pani Ethorel, oburzała się na okrutne postępowanie Coletty — a gdy Ireneusz opisał cudowną postać pani
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/106
Ta strona została przepisana.