się oddawna stosunku łączącego go z Rozalią, chociaż nigdy otwarcie nie wspominał jej o tem. Wiedział również, że pragnąc dla niego bogatej, dobrze urodzonej żony, nie zezwoliłaby nigdy na to małżeństwo.
Czyż teraz zatem namawiała go do zdrady? Bo zdrajcą nazwać się godzi tego, kto sprzeniewierza się kobiecie, wiedząc, że sercu jej śmiertelny cios zadaje.
To też po wyjściu Emilii, młody poeta, ubierając się, snuł dalszy wątek myśli, ukrytej w ostatnich słowach siostry i po raz pierwszy zastanowił się krytycznie nad swym stosunkiem do Rozalii. Przypominał długie przechadzki po ogródku, na ulicy Bagneux i ów wieczór, gdy po raz pierwszy złożył pocałunek na ustach drżącej ze wstydu i szczęścia dziewczyny? Nie był wprawdzie jej kochankiem, ale czyż gorące pocałunki i tajemnie zamienione słowo, nie nakładały nań żadnych zabowiązań?... Teraz dopiero zrozumiał całą doniosłość tej prawdy niezbitej, że mężczyzna nie ma prawa obudzać miłości w sercu niewinnej dziewczyny, jeżeli nie czuje w sobie sił pokochania jej na zawsze. Ale zarazem, że słowa siostry były tylko otwartem wypowiedzeniem tego, co on w myśli nieustannie powtarzał, odkąd doznane powodzenie otworzyło mu nowe widnokręgi marzeń i nadziei...
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/109
Ta strona została przepisana.