Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/111

Ta strona została przepisana.

neusz patrzył teraz na szwagra, który jadł prędko i głośno, maczał brodę w talerzu, kładł nóż do ust i opierał się łokciami na stole. Nadto — jakby dla większego uwydatnienia różnicy, zachodzącej między bogatymi próżniakami a ludźmi pracy — pan Fresneau opowiadać zaczął o swych rannych zajęciach: o siódmej odbywał już korepetycye z uczniami w szkole Świętego Andrzeja; od ósmej do dziesiątej uczył w tejże szkole chłopców, nie przygotowanych dostatecznie do słuchania nauk objętych programem; wyszedłszy ze szkoły o dziesiątej, musiał dla oszczędzenia czasu pojechać omnibusem na ulicę Astorg, gdzie miał jeszcze godzinę zajęcia.
— Kupiłem na drodze gazetę — dodał z wesołym uśmiechem — byłem ciekawy sprawozdania wczorajszego wieczoru u hrabiny Kornoff... Cóż znowu? — zawołał, napróżno szperając w skórzanej tece, wypchanej książkami — zgubiłem ją gdzieś widocznie.
— Zawsześ roztargniony, z wymówką w głosie odpowiedziała Emilia.
— Mniejsza o to! — wesoło zawołał Ireneusz — pan Offarel w zupełności powetuje nam tę stratę. Zapomniałaś, Emilko, że poczciwy urzędnik jest kroniką chodzącą... Poczekajmy do wieczora a dowiemy się