Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/113

Ta strona została przepisana.

tu dostać można obiadów i kolacyj po nader nizkiej cenie; naczynia kuchenne wystawione w bazarach, miały pozór bardzo ubogi słowem, całe otoczenie przypominało młodemu człowiekowi egzystencyę ludzi, zmuszonych do nader drobiazgowej rachunkowości, egzystencyę twardą, niemiłą, nie mającą nawet tej przerażającej i rzewnej malowniczości, jaka cechuje nędzę prawdziwą. Wiadomym jest fakt, że gdy kochamy, wydaje nam się miłem wszystko, co ukochaną osobę otacza; gdy przystajemy kochać, otoczenie jej nawet powiększa dysharmonię, której istotne źródło tkwi w naszem sercu jedynie. Oto dlaczego Ireneusz mimowoli prawie czuł żal do Rozalii za wrażenie, jakie dziś wywarła nan im zamieszkiwana przez nią dzielnica, dlaczego uboga ulica wydała mu się krzywdą, wyrządzoną mu przez młodą dziewczynę. Istotnie też ubogo wyglądała ta mało uczęszczana, wązka ulica, po jednej stronie której ciągnęły się małe domki, po drugiej zaś mur ogrodu, należącego do zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Wpoprzek ulicy stał wóz naładowany słomą; konie jadły obrok z worków, zarzuconych im na głowy, podczas, gdy woźnica kończył śniadanie w sąsiednej garkuchni. Ireneusz, podniósłszy oczy, ujrzał przed sobą siostrę miłosierdzia, która szła prędkim,