Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/120

Ta strona została przepisana.

gładko zaczesanemi i z rękoma zgrubiałemi od pracy. Porównanie to sprawiło mu przykrość tak bolesną, że mimowoli stawał się zimnym i oschłym. Rozalia oddawna już spostrzegła tę dziwną zmienność jego usposobienia, ale przyczyny jej odgadnąć nie mogła. Zdawało jej się, ze zna tak dobrze charakter ukochanego!... Instynktem raczej niż rozumem poznała, że w młodym poecie było niejako dwóch ludzi; jeden łagodny, dobry i czuły, łatwo poddający się wruszeniu, niezdolny sprawić jej przykrości — słowem ten, którego kochała, — drugi surowy i zimny, obcy jej i wiecznie na nią gniewny... Ale spójni łączącej tych dwóch łudzi, biedna dziewczyna odnaleźć nie umiała. Wiedziała tylko, że przed pozyskaniem sławy autorskiej, Ireneusz był dla niej kochającym narzeczonym, odtąd zaś... Nie śmiała przeklinać jego tryumfu, który ją taką dumą przejmował... A przecież całem sercem pragnęła powrotu tej szczęśliwej epoki, kiedy Ireneusz był nieznanym, ubogim i do niej tylko należał!... Coraz częściej w głosie jego brzmiały dźwięki tak twarde, że raniły jej serce, choć słowa nie do niej były zwrócone!...
I teraz oto rozmawiał z panią Offarel a jednak ton jego mowy bolesnem echem odzywał się w sercu Rozalii. Po chwili,