Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/128

Ta strona została przepisana.

z nieopisaną radością lubował się tym obrazem, któremu zawdzięczał zapomnienie o Rozalii i uspokojenie rozdrażnionych nerwów. Po kilku chwilach takiej wewnętrznej kontemplacyi, naturalnym biegiem rzeczy zadał sobie pytanie:
— Czy ja ją kiedy zobaczę?
I w odpowiedzi na nie, przypomniał sobie głos i spojrzenie, z jakiem powiedziała: „w przedobiednich godzinach jestem w domu zawsze a zwłaszcza w dnie Opery“.
W dnie Opery? Młody człowiek, nowicyusz w zawodzie wielkoświatowym, nie wiedział jednak, w które dnie tygodnia dawano operę. Z radością dziecinną, z byt wielką w stosunku do wywołującej ją na pozór pobudki, z radością człowieka, działającego zgodnie z najdroższemi swemi życzeniami, przebiegł ulicę, szukając szafki z afiszami teatralnemi.
Serce zabiło mu żywiej, gdy przekonał się, że dnia tego dawano Hugonotów. W jednej chwili zapomniał o Rozalii, o wyrzutach sumienia, o dręczącej niepewności, czy kiedykolwek zobaczy panią Moraines. Jakiś głos tajemniczy — który nieraz podaje nam rady, przejmujące nas osłupieniem po chwili głębszego namysłu, odezwał się jego sercu: „A gdybym dziś do niej poszedł?“
— Gdybym dziś poszedł do niej? — zawołał głośno a na samą myśl wykonania