także swoją historyę: dziadek obecnego markiza oddzielił je od pałacowego apartamentu dla dwóch swoich krewniaków, nieszczęśliwych emigrantów, którzy tu zakończyli życie spędzone w ubóstwie i na tułaczcze. Po śmierci żony, markiz nie chcąc zmieniać nic z tego co ona urządziła, zostawił oba mieszkania do wynajęcia.
Klaudyusz zajmował jedno skrzydło tego posępnego i bezludnego pałacu; drugie stało pustkami, bo dawny lokator opuścił je, zmęczony samotnością a nie zgłaszał się nikt, ktoby chciał zakopać się żywcem w tym grobie, zamkniętym między pustym dziedzińcem i równie pustym ogrodem. Ale to właśnie, co odstraszało innych, podobało się Klaudyuszowi. Oryginalny pozór domu nęcił marzycielski i paradoksalny umysł jego.
Znajdował on niewymowny urok w sprzeczności, zachodzącej między wirem życia światowego, jakie zwykł pędzić a tem zacisznem ustroniem, gdzie w chwilach wewnętrznego smutku mógł myśleć spokojnie i cierpieć bez świadków.
Samotnia ta stanowiła wyborny grunt dla analitycznego romantyzmu, który z całą świadomością starał się w sobie rozwijać, podobnie jak doktór rozmyślnie pozwala, by organizm jego nurtowała choroba, stanowiąca rzadki wyjątkowy „casus“. Nadto, czuł się w tem mieszkaniu zupełnie niezależnym.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/132
Ta strona została przepisana.