Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/133

Ta strona została przepisana.

Stróż, zjednany pieniędzmi, biletami do teatru, onieśmielony głośnem imieniem swego lokatora, nie stawiałby najmiejszego oporu, gdyby Klaudyuszowi przyszła ochota urządzać w pałacu najbezecniejsze orgie, zostawiał mu zupełną swobodę i nieraz na dnie całe opuszczał swoją izdebkę.
Teraz też Ireneusz, nie mogąc znaleźć stróża, aby się dowiedzieć, czy zastanie swego przyjaciela, wszedł wprost do sieni, która wielkością swą świadczyła o wspaniałych przyjęciach, urządzanych niegdyś w pałacu. Z sieni tej szerokiemi, kamiennemi schodami udał się na drugie piętro i przeszedł długi korytarz, zasłonięty w głębi portyerą ze wschodowej makaty, dowodzącą, że wniesiono już gust nowożytny do tego starożytnego domu, w którym jak się poecie zdawało — duchy dawno zmarłych panów przechadzały się w nocy. Pociągnąwszy za sznurek od dzwonka, umieszczonego obok portyery, zobaczył po chwili lokaja, który wydał mu się podobnym do wszystkich dozorców starożytnych zamków i pałaców. Otoczenie wywiera niezawodnie tajemniczy wpływ na indywidualność człowieka, bo ci, którzy oprowadzają, czyto po ruinach pałaców, czy starych kościołach, mają zawsze cerę twarzy zielonawą, jakby od działania wilgoci a w oczach i w ustach