od dzwonka, słyszał kroki zbliżającego się lokaja, zamienił z nim słów parę i przeszedłszy przedpokój, wszedł do małego saloniku, w którym zastał czarodziejkę, umiejącą przykuwać serca li tylko potęgą swej piękności... Ach! ileż razy, niestety, piękność ciała okazuje się bańką mydlaną, kłamstwem najwstrętniejszem ze wszystkich, skoro chcemy dopatrzeć w niej czegoś więcej, prócz harmonii linij, śmiałości zaryso-zwodniczego pozoru!... Najbujniejsza wyobraźnia poetycka nie zdołaby wymarzyć otoczenia odpowiedniejszego dla niepospolitej piękności jak to, w którem Ireneusz ujrzał po raz drugi panią Moraines.
Siedziała pochylona nad pisaniem przy świetle lampy, osłoniętej delikatnym abażurem. Po nad biurkiem wznosiła się pozłacana rama, około której obwijały się liście bluszczu, w niskiej żardinierce. W saloniku pełno było kosztownych drobiazgów i zbytkownych sprzęcików, które w dzisiejszych czasach stanowią charakterystyczną cechę umeblowania bogatych apartamentów. Stereotypowa otomana z haftowanemi poduszkami, oszklona szafa, pełna kosztownych drobiazgów, fotografie w srebrnych filigranowych ramkach, kilka obrazów rodzajowych, figurki z saskiej i japońskiej porcelany, na stoliku przykrytym staroświecką tkaniną...
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/152
Ta strona została przepisana.