po jej twarzy; gdy słuchała tak rzewnego wyznania, ale uśmiech ten uszedł uwagi młodego poety, który mówił z oczyma spuszczonemi ku ziemi. Czyż mógł on zresztą przypuszczać, aby odpowiedź je go nie podobała się tej, która rozmyślnie wywołała ją swem zapytaniem? Przeciwnie, następujące słowa, którem i pani Moraines zdawała się chcieć usprawiedliwić powyższe wyznanie poety, przekonały go, że dobroć i serdeczność Zuzanny, dorównywają jej piękności.
— Istotnie, zasługuję poniekąd na to wyróżnienie, ktoreby mogło wzbudzić zazdrość w wielu moich znajomych, bo nikt chyba więcej odemnie nie może uwielbiać pańskiego talentu... Z każdego słowa wieje tam tak gorące, tak prawdziwe uczucie... A widzi pan, my, kobiety, sądzimy nie umysłem, lecz sercem i dlatego wszyscy prawie dzisiejsi pisarze nie mogą wzbudzić w nas zachwytu... Ha! trudna rada! Pozostałyśmy wierne starym, dawno z mody wyszłym ideałom. Okrywa nas to śmiesznością, którą wszakże cierpliwie znosić umiemy... Ja przytem oddziedziczyłam to zamiłowanie po moim ukochanym ojcu, który całe swe życie poświęcił podniesieniu literatury w naszym nieszczęśliwym Kraju. Słuchając pańskich poezyj, myślałam jakby mój ojciec się niemi zachwycał i serdecznie musiał się zająć panem!...
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/157
Ta strona została przepisana.