łożyła serwetki, postawiła dwa talerzyki, koszyk z ciastem i garnuszek śmietanki... Któż nie wie, jaką rozkosz sprawia mężczyźnie podobna koleżeńska biesiada w towarzystwie pięknej kobiety?
Każda z nich rozumie, że najobojętniejszy nawet mężczyzna przyjmuje z wdzięcznością starania dla niego podjęte, że lubi być pieszczonym jak dziecko, oddając chętnie swe serce wzamian za tę zdawkową monetę kłamanej zazwyczaj przyjaźni... Przy herbacie, Zuzanna wypytywała młodego poetę o wrażenie, jakie wywarło na nim pierwsze przedstawienie „Sigisbeusza“. Zmuszała go do mówienia o sobie, aby tem uwieńczyć swój tryumf... Ireneusz odpowiadał z zupełną szczerością; zdawało mu sie, że oddawna już zna tę kobietę, która z każdą chwilą niemal droższą mu się stawała. Ale czar prysnął nagle, sroga rzeczywistość lodem zmroziła młodego poetę, gdy usłyszał po za sobą skrzypnięcie drzwi i ujrzał na progu mężczyznę.
— Ach! jaka szkoda! — szepnęła Zuzanna z westchnieniem.
Serce Ireneusza zabiło żywą wdzięcznością za te słowa wypowiedziane z bolesnym uśmiechem i zalotnem wzruszeniem ramion. Podniósł się z zamiarem pożegnania uroczej Zuzanny, ale ta przedstawiła go natychmiast tak nie w porę przychodzącemu gościowi:
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/163
Ta strona została przepisana.