Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/167

Ta strona została przepisana.

żeniem mi swego uszanowania, nie wiedział w które dnie przyjmuję i wszedł do salonu, nie oznajmiwszy się nawet... Wyobrażam sobie, że musi ci dziękować w duchu, żeś go uwolnił z bardzo przykrego położenia. Siedział jak na węglach żarzących a nie wiedział, czy mu odejść wypada...
— Przekonywasz się więc, że nie bez powodu oburzałem się na wczorajszy wieczór — odparł baron — za chwilową przyjemność musisz teraz przyjmować u siebie jeszcze jednego literata. Przyszedł tutaj, pójdzie do wszystkich twoich znajomych... Poślecie mu zaproszenie na wieczór i stanie się stałym gościem. Każdy rozmawiać z nim będzie swobodnie — jak ze mną lub z tobą — zapominając, że próżny młokos, wyszedłszy z twojego doimy dobiegnie do pierwszej lepszej redakcyi lub do kawiarni, aby się pochwalić nowinami z wielkiego świata... A potem dziwić się będziecie, znalazłszy opis swych domowych stosunków, w jakiej kronice skandalicznej lub w sensacyjnym romansie... Jednem z najgłupszych dziwactw naszego towarzystwa, jest mania przyjmowania literatów. Szkodzimy sobie wzajemnie: my zabieramy im czas, potrzebny do pracy, oni psują nam dobre imię. Opowiadano mi dowcipne odezwanie się córeczki jednego z tych panów, która uważając się za współpracowniczkę