Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/174

Ta strona została przepisana.

tylko u bardzo młodych ludzi napotkać można. Podobna fizyonomia u trzydziestopięcioletniego mężczyzny, znamionować winna niczem niezamącony spokój sumienia. Spojrzenie, jakiem obrzucił żonę, zdradzało głęboką dla niej miłość a po sposobie, w jaki uścisnął dłoń barona, poznać było można, jak niekłamaną ku niemu żywił sympatyę. Odpowiedziawszy tak uprzejmie na powitanie żony dodał, kłaniając się z komiczną powagą:
— Może przeszkodziłem pani? Czy mam odejść?
— Naleję ci herbaty — spokojnie odpowiedziała Zuzanna — uprzedzam tylko, że samowar przestał się już gotować. Pijesz czy nie?
— Dziękuję odparł Moraines, osuwając się na poblizki fotel. Po chwili, tonem kaznodziei, który zawczasu przygotował swą mowę, by silniejsze wywrzeć wrażenie, dorzucił: — Nie dalibyście wiary, do jakiego stopnia dochodzi głupota mężów... doprawdy, gotów jestem wyprzeć się wszelkiej wspólności z nimi... Czy słyszeliście o niespodziance, jaka spotkała pana d ’Hacquevilie?... Jakto? nie wiecie nic? — pytał dalej z widoczną radością. — Otóż opowiadano mi w klubie, że biedak otworzył dziś przez omyłkę list adresowany do jego żony a stanowiący nieomylny dowód wiarołomstwa tej niewiasty...