sto fizycznego przywiązania do tego zacnego człowieka, którego zaufania nadużywała w tak ohydny sposób. Ale w tej chwili pocałunek męża wzbudził w niej nieprzezwyciężony wstręt; szorstko prawie odepchnęła go od siebie, mówiąc:
— Przestańże, proszę, — Po chwili jakby, chcąc złagodzić przykre wrażenie, sprawione poprzedniemi jej słowami, dodała wesoło. Śmieszny jesteś, mój drogi. Zapominasz, że miodowe nasze miesiące dawno już minęły... Do widzenia, muszę się spieszyć z ubraniem.
Wyszedłszy z saloniku, Zuzanna udała się do swego sypialnego pokoju, w urządzeniu którego przebijał się najwymowniej głęboki materyalizm, stanowiący wybitną cechę jej charakteru. Zamknąwszy drzwi od tego wykwintnego, woniejącego gyneceum, które przepychem równało się sypialni kochanek królewskich, rozbierała się powoli, z pomocą panny służącej, Celiny, wysokiej czarnowłosej dziewczyny, w oczach której malował się chwilami tajony wyraz szyderstwa. Ktokolwiek ujrzałby ją teraz, zrozumiałby niechybnie, że ta kobieta nie cofnęłaby się przed niczem, byle oddychać mogła w tej atmosferze wyrafinowanego zbytku. Gdy stanęła w przezroczystej, batystówej koszuli, wysmukłe, lecz silnie rozwinięte kształty jej ciała rysowały się wyraźnie. Zuzanna, tak
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/179
Ta strona została przepisana.