czeństwach, mogących wyniknąć z tego zetknięcia się ze światem... Ale pocóż zawczasu przewidywać zło? Zostanie przedstawionym czterem lub pięciu paniom, otrzyma zaproszenie na kilka obiadów a potem zapomni, sapomni sam i o nim zapomną...
Przebiegłszy szybko aleje, zadzwonił do pierwszych drzwi na prawo, wiodących do mieszkania państwa Fresneau. Po chwili stanęła we drzwiach gruba i ciężka dziewczyna, o głupowatej twarzy, otoczonej czepkiem wieśniaczek z Auvergne. Zakrótki stan, wysoko podniesione ramiona, zwierzęco-bezmyślny wyraz, malujący się w szarych jej oczach, czyniły ją bardzo nieponętną. Całe zachowanie się dziewczyny zdradzało instynktowną nieufność: ostrożnie uchyliła drzwi, zamiast roztworzyć je naoścież i podniósłszy do góry naftową lampkę, z przymrużonemi oczyma, przyglądała się gościowi. Ale gdy poznała Klaudyusza, płaska jej twarz rozjaśniała się wyrazem zadowolenia, świadczącym o serdecznej życzliwości, z jaką nowo przybywający witanym był zawsze przez rodzinę Fresneau. Służąca dygnęła uprzejmie i uśmiechnęła sią, ukazując dwa rzędy drobnych białych zębów, przerwanych — jak u zwierząt — szczerbą między siekaczami a trzonowemi.
— Dobry wieczór, Franciszko — zagadnął młody człowiek — czy twój pan już ubrany?
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/18
Ta strona została przepisana.