dzi przyjmować za takich, za jakich się podają.
Wspomnienie licznych usług doznanych od barona, musiało uprzytomnić się żywiej w umyśle Zuzanny, w chwili, kiedy siedząc przed lustrem, wyrzekła sama do siebie:
— Poczciwy przyjaciel!
Dlaczegóż więc teraz — gdy panna służąca — wkładała jej na nogi jedwabne pończoszki naszyte przezroczystemi koronkami — piękna pani zamiast myślącej, choć zużytej twarzy barona, widziała w wyobraźni twarz inną, nie zmęczoną życiem, rozjaśnioną dwojgiem ciemno-szafirowych oczów, odzwierciadlających duszę czystą i pełną zapału?... Dlaczegóż więc — gdy wprawne ręce Celiny sznurowały jej biały atłasowy gorset — w uszach jej, jak tony niebiańskiej muzyki, dźwięczało nazwisko Ireneusza Vincy?... Z jaką pokusą tajemną walczyła, gdy puszkiem muskając swe piersi i ramiona, wymówiła półszeptem:
— Niema o czem myśleć!
Jakto? więc kobieta będąca przyjaciółką, uczennicą nieledwie barona Desforges, kobieta tak dalece pozytywizmem światowym przesiąknięta, że sprzedała swą godność niewieścią wzamian za drogocenne klejnoty, wykwintną bieliznę, jedwabne suknie i zapełnienie sobie tysiącznych przyjemności umilających życie kochankom wielkich pa-
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/187
Ta strona została przepisana.