śnią i dziwnem przeczuciem wiedzona, potrafiła utrzymać się w roli, która — jak jej się zdawało — najbardziej ponętną być musiała dla młodego, niedoświadczonego poety. Wróciła do domu, oczarowana jego rozmową, ale choć serce jej żywiej bić zaczęło, nakazała mu milczenie słowami: „to niepodobna“, słowami, — które niby piorunochrony odwracają silne uczucie, grożące niebezpieczeństwem kobietom z wielkiego świata, stokroć więcej skrępowanym względami etykiety, niż ubogie mieszczanki gospodarskiemi troskami. Gdy Ireneusz powrócił, wrażenie doznane dnia poprzedniego powtórzyło się żywsze, silniejsze. Wszystko jej się podobało w młodym poecie: szlachetny wyraz twarzy, podniosłość uczuć, niezręczność ruchów, nieśmiałość w obejściu, to co widziała wyraźnie i to co przeczuciem odgadywała zaledwie. Napróżno powtarzała nieustannie: „to niepodobna“, gdy włożywszy strojną tualetę wpinała w stanik złote szpileczki o dyamentowych główkach; bądź co bądź, chciała zadać kłam temu niepodobieństwu, przywiązać do siebie młodego poetę i zawczasu już snuła tysiące planów, przewidując trudności i przeszkody.
— Muszę odwrócić uwagę barona — myślała w duchu — boję się, czy nie domyśla się już czego.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/190
Ta strona została przepisana.