Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/206

Ta strona została przepisana.

włożyła kapelusz, zapięła rękawiczkę i kładąc wreszcie woalkę, spytała barona:
— Kiedy przyjdziesz do mnie na śniadanie? Dawniej zapraszałeś się sam daleko częściej... Dobre to były czasy...
— Nie będę mógł przyjść ani jutro, ani pojutrze — odparł baron — przyjdę więc...
— We wtorek — dokończyła Zuzanna. — Nie zrób mi tylko zawodu... A dziś wieczór spotkamy się u pani Sermoises, nieprawdaż?
— Idealna kobieta! — pomyślał baron po wyjściu Zuzanny — mogłaby mieć tylu wielbicieli a stara się o to tylko, ażeby się mnie podobać!...
— Przyjdzie we wtorek dopiero — myślała Zuzanna, idąc chodnikiem ulicy Mont-Thabor i rzucając na wszystkie strony spojrzenia tak ostrożne, że ktoś patrzący z boku nie dostrzegłby nawet poruszenia jej głowy — mam więc kilka dni zapewnionej swobody. Ale pod jakim pozorem sprowadzę do siebie Ireneusza? (bo tak go już w swej myśli nazywała)... Ot! poproszę go, aby podpisał własnoręcznie egzemplarz „Sigisbeusza“ dla której z moich znajomych...
Przechodząc ulicą Castiglione, wstąpiła do księgarni i kupiła wspomnianą komedyę Ireneusza. Była obecnie w tym nastroju, w którym wykonanie musi nastąpić natychmiast po powzięciu zamiaru...