raźniejszem swem zadaniem zdobycia serca Ireneusza.
Ale oko młodego poety nie sięgało tak daleko! Ubiegłe trzy dni przepędził w stanie podniecenia, czując z zadowoleniem, że żądze jego wzmagały się z każdą chwilą. W dwudziestym piątym roku życia, człowiek wita nową miłość z radością, w trzydziestym piątym roku — z przestrachem. Bilecik Zuzanny przekonywał go wymownie, że natręctwo, które tak gorzko sobie wyrzucał nie było mu za złe poczytanem. Jednakże, ilekroć chodzi o rzecz, która nam bardzo leży ne sercu, wynajdujemy zawsze powody wątpienia, nie dziw więc, że ten stary dzieciak drżał na myśl o przyjęciu, które go spotkać mogło. Tem większą też była rozkosz, której doznał, gdy Zuzanna z pogodnem spojrzeniem i wesołym uśmiechem powitała go przyjaznem uściśnięciem ręki. Wydawała mu się w tej chwili podobną do owych świętych, przedstawianych zwykle przez początkujących malarzy, na tle zielonego krajobrazu. Ale ta święta ubierała się w najpierwszym paryzkim magazynie mód, rozsiewała naokoło zapach heliotropu, który raz już tak silnie odurzył młodego poetę, przez szeroko otwarte jej rękawy widać było kształtne, alabastrowo-białe ręce, obsypane złotawym puszkiem i przystrojone
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/210
Ta strona została przepisana.