dwiema bransoletami. Wszystkie obawy Ireneusza okazały się płonnemi.
Pani Moraines nie wspomniała wcale o spotkaniu się ich w teatrze i na rogu ulicy. Z początku siedząc wciąż przy krosienkach i pilnie robotą zajęta wprowadziła rozmowę na tor świetnej przyszłości, którą młodemu poecie przepowiadała hr. Komof. Ona, która Bèranger’a od Wiktora Hugo, Voltaire’a od Lamartin’a odróżnić nie była zdolną, rozmawiała teraz o poetach, jak osoba poświęcająca się wyłącznie literaturze.
Za czasów cesarstwa, spotkała kilka razy Teofila Gautier; wydał się jej tak mało wytwornym, że zaledwie spojrzeć na niego raczyła, co jej nie przeszkodziło jednak — odgadując instynktownie zachwyt Ireneusza — opisywać mu szczegółowo wielkiego poetę...
Nie miała słów na wypowiedzenie zajęcia, jakie w niej wzbudził!... Miała nawet kilka listów od niego...
— Muszę je znaleźć i pokazać panu mówiła, poczem zręcznie zmieniając temat rozmowy, dodała: — Ośmieliłam się listownie wezwać pana, aby w imieniu jednej z moich przyjaciółek, wyjeżdżającej do Rossyi, poprosić o autograf pański.
— Co mi pani każe napisać? — spytał młody poeta.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/211
Ta strona została przepisana.